wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 4

Zeszliśmy po schodach. Chciałam to zrobić jak najciszej, żeby moja mama nie usłyszała. Znałam dokładnie jej reakcję.
- Gdzieś się wybierasz? - skrzyżowała ręce na piersiach
- Ja... Um... Chcę się przewietrzyć
- Z walizką? - Zdziwiła się wskazując na bagaż
- To rzeczy... Lily - ugryzłam się w język - Chciałam... Um... Chciałam jej to przy okazji oddać - na prawdę nie wiedziałam co mówiłam
- Nie przypominam sobie, żeby Lily ostatnio tutaj spała - skrzywiła się
Mama sięgnęła po walizkę i otworzyła ją. Wyciągnęła moją czarną koszulkę o której istnieniu doskonale wiedziała.
- Lily nosi Twoje rzeczy? - rzuciła sarkastycznie - Wynosisz walizkę z powrotem na górę, a Tobie chłopcze dziękujemy - lekko pchnęła Austina w stronę drzwi
- Nie, zostaw go! - krzyknęłam - Jadę z nim i nie zabronisz mi!
- Zwariowałaś? Nie znam tego chłopaka, nie znam jego rodziny, nie wiemy o nim nic. Na górę i bez dyskusji.
- Nie - podbiegłam do drzwi, chwytając Austina za rękę
- Bez dyskusji
- Mam to gdzieś! - złapałam klamkę. W tym samym czasie poczułam rękę mojej mamy na swoim ramieniu.
- Idziesz na górę, a panu już dziękujemy! - krzyknęła jednocześnie odrywając mnie od drzwi
Zamknęła drzwi pozostawiając zdezorientowanego chłopaka na zewnątrz.
- Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę cię!
- Nie obchodzi mnie to, masz tylko szesnaście lat i nie będziesz nocować u jakiegoś chłopaka.
Wbiegłam zapłakana do swojego pokoju. Nie miałam ochoty oglądać jej nigdy więcej. Jedyne, czego teraz potrzebowałam to bliskość Austina. Opadłam bezradnie na łóżko, modląc się, aby był jeszcze na dole. Nie mogłam nic zrobić. Legalnie, bo nielegalnie miałam tysiące pomysłów. A jeden z nich miałam w zamiarze zrealizować właśnie teraz, pozbywając się pozorów tak łatwej do ograniczenia dziewczyny.
- Skarbie, jesteś na dole?
- Tak - usłyszałam dźwięk odpalanego silnika - Jestem w samochodzie
- Nie odjeżdżaj
- Co chcesz zrobić? - w jego głosie zabrzmiało zdziwienie
- Jechać z tobą? - powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie - Zaczekaj kilka minut. Zgaś silnik żeby nie zobaczyła cię moja matka, hm?
- Dobra, ale w razie czego, ja nie biorę na siebie tej wariatki po raz kolejny
Miałam zaprotestować, ale to była szczera prawda. Moja matka była wariatką.
- Po co mi walizka? - Powiedziałam do siebie
Chwyciłam pierwszą torbę, która rzuciła mi się w oczy i przepakowałam do niej najważniejsze rzeczy z poprzedniego, o wiele większego bagażu. Podeszłam nerwowo do łóżka, chwyciłam poduszki, układając je na prześcieradle na kształt człowieka i przykryłam kołdrą. Drzwi zamknęłam na klucz mając nadzieję, że moja mama pomyśli, że po prostu chcę się odseparować od świata. Podeszłam do okna i wzięłam głęboki wdech. Spojrzałam na samochód Austina zastanawiając się, po co ja właściwie to robię? A tak, chcę przecież uciec z tej patologicznej rodziny. Otworzyłam powoli okno upewniając się, że nie narobię tym zbędnego hałasu. Prześlizgnęłam się przez nie i wskoczyłam na balkon. Odwróciłam się na chwilę i przejrzałam cały swój pokój. Fioletowe ściany przybrały wyblakłego koloru. Wszystko tam było takie smutne, odpychające. W tamtym momencie wszystko w moim pokoju sprawiało, że chciałam stamtąd uciec. Jednak trochę chciałam też zostać...
- Daj spokój - szepnęłam do siebie - Chcesz stąd iść. Chyba, że wolisz zostać i codziennie widywać ich pieprzone twarze. Zapomniałaś, co ci zrobili?
W tym momencie stanął mi przed oczami obraz matki. Tamta scena sprzed kilku godzin.

Dlaczego go bronisz? - zapytałam pół szeptem
- Kochanie bo... - otarła łzy - Wiedziałam, że kiedyś będziemy musiały o tym porozmawiać. Ja i twój ojciec nigdy się nie kochaliśmy.

(...)
- Więc... Czemu za niego wyszłaś?
- Ze względu na... - zawiesiła głos - ...Na ciebie skarbie
- Co? - spojrzałam totalnie zdezorientowana - Jak to ze względu na mnie?
- To była jednorazowa noc... Spotkałam twojego tatę w klubie i... - każde kolejne słowo przychodziło jej z trudnością - Spodobał mi się - uśmiechnęła się przez łzy, odtwarzając w głowie tamten dzień - Ja jemu zresztą też - spojrzała na mnie - I wtedy my...
- Mamo...
- To był przypadek - ugryzła się w język - To znaczy... 
(...) Obiecaliśmy sobie z ojcem, że nie będziemy odbierać sobie wolności.. To dlatego on był u tej kobiety. - spojrzała na mnie ze smutkiem

- To znaczy, że ty też masz kogoś - mój ton był niezmienny.
Nie odpowiedziała.


Przygryzłam lekko wargę. Poczułam coś mokrego na moim policzku. Otarłam łzę i jeszcze raz spojrzałam na pokój. 
- Steve! - krzyczała z zapłakanymi oczami, wbiegając do domu - zadzwoń na policję! On zabrał naszą córkę!

- Nie zostanę tam ani chwili dłużej.

Zeskoczyłam z balkonu, raniąc się o choinki rosnące tuż przy nim. Było ciemno. Jedyne, co widziałam to oświetloną jezdnię i samochód Austina, który właśnie tam stał. Unikałam oświetlenia, bo wiedziałam, jak czujny jest mój ojciec. Matka zresztą też. 
- Daisy? - Dave podniósł głos - Daisy, dlaczego się skradasz? 
- Shh, ciszej idioto.
- Coś się stało?
- Odpieprz się.
- Taka poukładana dziewczynka jak ty, nie powinna przeklinać
- Skończyłeś?
Chłopak wywrócił oczami, przy okazji napotykając wzrokiem czarny pojazd przed moim domem.
- Kto to jest? - zapytał, chociaż odpowiedź była jasna - Destiny, nie mów, że wymykasz się z domu tylko po to, żeby się z nim spotkać. Nie wiesz, że on jest niebezpieczny? - zaczął krzyczeć
- Bądź łaskaw zostawić moje życie i pozwolić mi je zmarnować do końca - powiedziałam sarkastycznie
- Jeśli z nim wsiądziesz...
- Nie zrobisz tego
- Sprawdzimy?
Syknęłam. Nie miałam zamiaru dalej rozmawiać z tym dzieciakiem. Nie wiedział co to życie.
- Pani Joooo - z każdym moim krokiem ta samogłoska stawała się głośniejsza - nees!
Odwróciłam się słysząc, jak drzwi frontowe, otwierają się. Serce zaczęło bić mi coraz szybciej. Podbiegłam do samochodu, omijając ciemności i w tym czasie, moja mama mnie zauważyła.
- Daisy! - zaczęła biec w stronę czarnego pojazdu
Wpadłam na samochód, chwyciłam klamkę i zaczęłam ciągnąć. Drzwi były zamknięte. Po co ten kretyn zamyka drzwi wiedząc, że w każdej chwili mogę wejść? Szybko jednak odblokował je, będąc widocznie zdenerwowanym całą sytuacją. Szarpnęłam klamkę, wskakując do środka.
- Jedź, no jedź! - poklepywałam go po ramieniu, obserwując jak zbliża się moja mama
Chłopak energicznie odpalił silnik i wyjechaliśmy na jezdnię. W tym samym czasie dobiegła do bramki. Wyrzuciła ręce w powietrze, patrząc bezradnie jak czarny wóz znika z jej pola widzenia. 

Ojciec przytulił ją czule z niepokojem malującym się na jego twarzy. 

Uderzała pięściami w jego klatkę piersiową, nie mogąc się uspokoić. W tym samym czasie do domu wbiegł Dave.
- Pojechała z nim, prawda? - zapytał, nie chcąc usłyszeć odpowiedzi.
- Spokojnie. Uspokójmy się. - zaczął Steve - Pamiętasz numery rejestracyjne? Musimy zadzwonić na policję, muszą ją znaleźć! Nie daruję mu tego! - wyszli do kuchni
Dave krzątał się jeszcze chwilę po korytarzu. Wpatrywał się w podłogę, to znów w sufit, nie mogąc wymyślić racjonalnej wymówki, dla której Daisy mogłaby uciec z domu. Może to ta dziewczyna? Ta, którą widzieliśmy z jej ojcem. Może się pokłócili? Może pan Jones zdradza jej matkę? Rozmyślał nad tym jeszcze długi czas, zataczając koła przed drzwiami wejściowymi.
- Um... Pani Jones? - zaczął, gdy nagle coś przykuło jego wzrok
Dave podniósł malutki woreczek z białą zawartością. Wiedział dobrze co to oznacza. Ostrzegał Destiny przed tym, jak niebezpieczny jest Austin. Ta jednak, nie chciała go słuchać.
- Dawała pani Daisy jakieś proszki, na ból głowy? - zapytał sarkastycznie

2 komentarze:

  1. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że akcja rozwinie się aż tak. Zaczynam powoli myśleć, że Austin to kompletny dupek. Naprawdę świetny rozdział, strasznie mi się podoba. Obyś zawsze miała taką wenę jak w momencie, w którym pisałaś ten rozdział. (http://hypnnotist.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  2. przyznam, że coraz bardziej mnie zaskakujesz w tym opowiadaniu. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądać życie Destiny, tym bardziej, że przeczytałam opisy dotyczące bohaterów. czekam na nowość :)
    http://the-last-love-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń